Site hosted by Angelfire.com: Build your free website today!


Edmund Szeliga, przyszedł na świat 09.11.1910 r. w Tychach na Śląsku. Mając 17 lat wstąpił do seminarium duchownego księży Salezjanów, zakonu całkowicie poświęconemu pracy misyjnej. Podczas prymicji kapłańskich, nowo wyświęceni księża decydowali - w drodze losowania - o miejscu swojej przyszłej pracy. W dużym, srebrnym naczyniu znajdowały się karteczki{, na których wypisana była modlitwa „Zdrowaś Maryjo” w wielu językach| zawierające modlitwę „Zdrowaś Maryjo” w różnych językach|, na których znajdowała się modlitwa „Zdrowaś Maryjo” tłumaczona na wiele języków}. Edmund Szeliga wyciągnął karteczkę z modlitwą w języku keczua{, którym posługiwali się dawni mieszkańcy Peru – Inkowie| ; języku używanego przez dawnych mieszkańców Peru, Inków}. W roku 1937 rozpoczął swoją misję w Peru. {Trzy lata później, w Oxapampa (Środkowa Amazonia) usłyszał o przypadku Luisa Schulera Stadlera, właściciela plantacji kawy, który wyleczył się z ciężkiego nowotworu dzięki tajemniczej roślinie zaleconej przez Indiankę z plemienia Campas (Aszaninka). Rośliną tą okazała się być vilcakora, {a jej nazwa oznacza w języku Inków „święte ziele”| co w języku Inków znaczy tyle co „święte ziele”}. Przypadek Stadlera wywarł wielkie wrażenie na ojcu Szelidze, który od tego momentu poświęcił się wnikliwym studiom dotyczącym vilcakory, znanej także jako uncaria. W roku 1945 w Quillabamba (Cuzco), korzystając z pomocy indiańskiej ludności, odnalazł dwa różne gatunki uncari: uncaria guianesis i uncaria tomentosa. Oba stosowane były przez tubylców, którzy nigdy nie zapadali na żadne poważniejsze choroby i dożywali sędziwego wieku w doskonałej kondycji. Ucząc w Cuzco o. Szeliga sam pobierał nauki u cenionego zielarza peruwiańskiego Mariano Moscoso. Podczas szkolnych wakacji przebywał pośród Machiguengas i Huachipayries, indiańskich plemion zamieszkujących tamten obszar, ucząc się od nich wartościowych praktyk terapeutycznych. W tym czasie odwiedził także po raz pierwszy Indian Piros, mieszkających przy ujściu rzeki Manu do Madre de Dios, posiadających bogatą wiedzę z zakresu ziołolecznictwa. Podczas pobytów w Limie o. Szeliga zaczął pomagać ludziom chorym na nowotwory, którzy nie chcieli stosować chemioterapii oraz radioterapii i szukali innychodmiennych metod kuracji. Była to działalność czysto charytatywna, wzorowana i płynąca z współczucia, jakie chorym okazywał Chrystus. Następstwa stosowania obu gatunków uncarii okazały się wielce korzystne, a w wielu przypadkach wprost zaskakujące. W tym samym czasie Edmund Szeliga zaczął także wypróbowywać właściwości innych peruwiańskich ziół leczniczych, sprawdzając ich wpływ na sobie samym (warto nadmienić, iż dożył - ciesząc się znakomitym zdrowiem - wieku 95 lat). Jego zasadą życiową było używać wszystkiego, ale z umiarem. Można jeść i pić wszystko, ale zawsze rozważnie, bo jak powtarzała jego mama - „co za dużo to i świnia nie chce”.

„Nigdy nie robię czegoś w nadmiarze, nie wysilam mojego organizmu nadmiernie, ale też się nie lenię, bo nadmiar czegokolwiek jest szkodliwy. Jeżeli dogadzasz swojemu żołądkowi i chuciom to szkodzisz swemu zdrowiu” - jak wspomniał w jednym z wywiadów. Wyjątkowe stosunki łączyły go z Pirami, plemieniem znad górnej Urubamby. To oni przyjęli go do swego grona, uznali za swojego człowieka i namawiali, by został z nimi, by ożenił się z Indianką, nauczył się władać łukiem, chodził z nimi na polowanie. Dał się namówić tylko częściowo – łuk opanował do perfekcji. Gdy tylko w wiosce zorganizowano zawody na najlepszego strzelca, wygrał je bez większych kłopotów. {Indianie do dzisiaj pamiętają o tym wydarzeniu. Zawsze podkreślał, że kluczem do dobrych stosunków z autochtonami jest pokora oraz traktowanie ich jako ludzi dżungli, bogatych w wiedzę i doświadczenie życiowe. O. Szeliga działał na rzecz ochrony przed niszczeniem obfitej w lecznicze zioła dżungli amazońskiej. Doprowadził też do nadania kilku indiańskim plemionom dokumentów własności na ponad 120 tys. hektarów amazońskiej dżungli. Działalność misyjna Szeligi nie ograniczała się wyłącznie do pomocy plemionom indiańskim. Salezjanin zapoczątkował działalność chóru, który może się poszczycić wieloma sukcesami w Peru, zwyciężając w festiwalach i konkursach. Prowadzący chór sam również umiał doskonale śpiewać, choć swoje umiejętności prezentował raczej w gronie przyjaciół. Ciekawostką jest fakt, że ojciec Szeliga był wielkim miłośnikiem muzyki Chopina, którego utwory wykonywał we własnych interpretacjach do końca życia. Z doniesień jego żyjących przyjaciół wiemy, że robił to w wybornym stylu.

Jako osoba urodzona jeszcze pod zaborami, ojciec Szeliga miał głębokie poczucie patriotyzmu i troski o ojczyznę. Podczas ogłoszenia stanu wojennego w Polsce, 20 grudnia w jednym z największych kościołów pod wezwaniem Matki Boskiej Fatimskiej w Limie, ojciec Szeliga poprowadził mszę za Polskę. To wydarzenie transmitowane przez trzy główne stacje telewizyjne w Peru.

Amazońscy Indianie znają vilcakorę od niepamiętnych czasów, musiały jednak minąć wieki, żeby świat także odkrył tę roślinę i jej uzdrowicielskie właściwości. Obcym wyjawiano te tajemnice niechętnie. Najróżniejsi poszukiwacze przygód (a nawet inni misjonarze) także usiłowali posiąść tajniki peruwiańskiego ziołolecznictwa, jednakże zazwyczaj udawało się im uszczknąć jedynie okruszki tej wiedzy, nie zawsze bowiem zdobywali zaufanie Indian. Ta sztuka udała się o. Szelidze, który zdawał sobie jednak sprawę, że wartość jego odkrycia musi być oszacowana przez naukę. Rozsyłał więc do różnych badawczych placówek swoje spostrzeżenia wraz z próbkami vilcakory. Zdawał sobie sprawę, że nie zdoła na szeroką skalę pomagać chorym, dopóki naukowo nie zostaną udowodnione walory lecznicze uncarii.

Do 1999 roku ojciec Szeliga przeprowadził badania na temat głównie leczenia nowotworów, astmy oskrzelowej, cukrzycy, chorób reumatologicznych i AIDS. Studia te zostały poparte różnego rodzaju analizami dokonanymi przez placówki naukowe w Peru i za granicą. Drzwi domu ojca Szeligi zawsze były otwarte dla studentów i naukowców. Szczególną uwagę poświęcał on rozpowszechnianiu fitoterapii, prowadził kursy i wydawał broszury informacyjne. Nagłośnione zostały niezwykłe właściwości vilcacory, jak i szczegółowe analizy chemiczne gatunku uncaria wykonane przez wydział farmaceutyczny uniwersytetu w Neapolu. Odtąd znacznie wzrosło zainteresowanie egzotycznymi ziołami leczniczymi w środowiskach badawczych i farmaceutycznych.

Pierwszy raz ustalono skład chemiczny vilcakory na uniwersytecie San Marcos w Limie. Rezultaty były zadziwiające, ale należało potwierdzić je również na innych uczelniach. W 1962 roku, na prośbę o. Szeligi gruntownie zbadali vilcakorę włoscy uczeni z uniwersytetu neapolitańskiego. Rok później jej właściwości analizowali Amerykanie z uniwersytetu w Miami. Świat nie dowierzał doniesieniom, że amazońska roślina jest bogata w tak silne alkaloidy i glikozydy. Potem po zioło Vilcakora sięgnęli biochemicy z Anglii, Niemiec, Węgier i Australii. Kiedy prasowe sensacje towarzyszące zdumiewającym efektom leczniczym uzyskiwanym przez Ojca Szeligę ustąpiły miejsca rzetelnym informacjom naukowym, vilcakora znalazła się w centrum zainteresowania współczesnej medycyny.

Doktor Rita Aquino z uniwersytetu w Neapolu postawiła sobie za cel zbadanie glikozydów zawartych w vilcakorze i odkryła glikozyd kwasu chinowego nr 7, jeden z najskuteczniejszych działających przeciwzapalnie glikozydów. W latach siedemdziesiątych XX wieku o wspaniałym leku zwanym vilkakorą dowiedział się Klaus Keplinger, austriacki etnobotanik i alpinista wspinający się m.in. w Andach.

W 1985 r. profesor Hildebert Wagner z uniwersytetu w Monachium udowodnił, że niektóre spośród znajdujących się w vilcakorze alkaloidów zauważalnie zwiększa odporność u roślin, zwierząt i ludzi. Alkaloidy wzmagały fagocytozę – mechanizm obronny, opierający się na pochłanianiu obcych komórek oraz usuwaniu zanieczyszczeń i patogenów z organizmu. W międzyczasie austriaccy klinicyści spostrzegli, że dzięki odpowiedniej stymulacji monocyty (a także granulocyty) przejmują funkcję makrofagów. Makrofagi są komórkami zdolnymi do resorbowania nieprzyjacielskich komórek. Są tymsamym jednym z najistotniejszych elementów systemu obronnego organizmu. Monocyty włączają się do reakcji immunologicznej w przypadku uszkodzenia tkanek.

Wraz z krwią docierają do zagrożonych miejsc, gdzie fagocytują (pochłaniają) inwazyjne komórki. Z kolei trzy włoskie uniwersytety pod kierownictwem doktora Renato Rizziego z uniwersytetu w Mediolanie, podejmują wspólne badania nad właściwościami antymutagennymi vilcacory. Konsekwencją tego vilcacora znalazła się na liście tzw. antymutagenów. W 1993 roku lekarze austriaccy monitorujący chorych z AIDS, którzy przyjmowali zestawy preparatów zalecanych przy tej chorobie przez ojca Szeligę, poinformowali media, że po pięciu latach kuracji w organizmach ich pacjentów nie stwierdzono obecności wirusa HIV. Rok później w Klinice Neurochirurgii Uniwersytetu w Innsbrucku poddano leczeniu vilcacorą 10-letniego chłopca z nowotworem mózgu. Naświetlanie guza połączone z chemioterapią nie przyniosło oczekiwanych rezultatów. Po niespełna dziewięciu miesiącach młody pacjent, bez widocznych objawów ciężkiej choroby, wrócił do normalnego życia. W ten sam sposób wyleczono w Innsbrucku 60 pacjentów z guzem mózgu.

W związku z powyższym powinno domagać się od środowisk medycznych, aby  te egzotyczne rośliny z Peru nie były bagatelizowane, ani lekceważone. Jesteśmy to winni ojcu Edmundowi Szelidze, skromnemu salezjaninowi – człowiekowi, który poświęcił całe dorosłe życie, aby ludzie żyli z dala od trapiących ich chorób . Wielokrotnie powtarzał że w puszczy można znaleźć leki na wszystkie dolegliwości. Zapewne miał rację.