Silny wiatr niemal pozbawił ją równowagi, kiedy dobiegała do
drzwi Ruperta. -
Oby, tylko był u siebie -pomyślała i nacisnęła nerwowo dzwonek.
W głębi domu rozległo się niemiłe warczenie.- Nadal nie naprawił
gongu- przemknęło jej przez myśl. Stała przez chwilę spokojnie
wyczekując na jakąś reakcję wewnątrz domu. Po chwili jednak
ponownie nacisnęła guzik. Warczenie raz jeszcze napełniło cały
hol i rozpełzło się gdzieś po kątach nie przywołując nikogo
do miejsca w którym stała. Zmęczona i głodna Susan nie miała
ochoty na dalszą walkę z wiatrem w drodze do hotelu, a zatem nie
pozostało jej nic innego, jak obejść budynek dookoła i spróbować
wejść przez tylne drzwi. Liczyła na to , że Rupert nie zmienił
swych przyzwyczajeń i nadal zostawia je otwarte, bez względu na to
czy jest w środku, czy nie. Dom właściwie nie był obszerny i
normalnie przebycie drogi od frontu na tyły nie zajmowało dużo
czasu, tym razem jednak ścieżkę zagrodziły jej jakieś sprzęty
i graty porzucone w nieładzie. Przeciskała się właśnie pomiędzy
resztką szafy i żelaznego łóżka, kiedy dotarło do niej skąd
zna te przedmioty. Zanim jednak zdążyła przyjżeć im się dokładnie,
potężna ulewa przesłoniła wszystko dookoła. Idąc niemal
po omacku dotarła do ogrodzenia oddzielającego podwórko Ruperta
od domu jego siostry Alice. Stamtąd był już tylko krok do
upragnionych drzwi. Kompletnie mokra, zmagając się z coraz gwałtowniejszymi
podmuchami wiatru Susan weszła na werandę i pchnęła, a właściwie
chciała pchnąć drzwi do domu. Chciała, bo
drzwi.........
..............nie było.
Jakie będą dalsze losy Susan
dowiecie się niebawem......
|