Site hosted by Angelfire.com: Build your free website today!

– Tak – od­parł sier­żant. – Dwóch. Je­stem pe­wien, że są jesz­cze na ba­gni­sku i nie od­wa­żą się uciec przed nocą. Może kto z pań­stwa wi­dział tych ban­dy­tów? Wszy­scy, prócz mnie, żywo za­prze­czy­li. Na mnie nikt nie zwra­cał uwa­gi. – Znaj­dą się prę­dzej, niż przy­pusz­cza­ją, w pu­łap­ce – po­wie­dział sier­żant. – No, ko­wa­lu, czy pan go­tów? Bo to służ­ba jego kró­lew­skiej mo­ści. Joe zdjął sur­dut, ka­mi­zel­kę i kra­wat, wło­żył skó­rza­ny far­tuch i prze­szedł do kuź­ni. Je­den z żoł­nie­rzy otwo­rzył drew­nia­ne okien­ni­ce, dru­gi roz­pa­lił ogień, trze­ci dął w miech, a resz­ta zgro­ma­dzi­ła się wo­kół ognia, któ­ry za­czął już hu­czeć. Te­raz Joe kuł mło­tem z brzę­kiem i hu­kiem, a wszy­scy się mu przy­glą­da­li. Nie­zwy­kły wy­pa­dek po­go­ni za więź­nia­mi nie tyl­ko obu­dził za­in­te­re­so­wa­nie ze­bra­nych, ale po­dzia­łał ła­go­dzą­co na moją sio­strę. Po­czę­sto­wa­ła żoł­nie­rzy pi­wem z be­czuł­ki, a po­tem za­pro­po­no­wa­ła sier­żan­to­wi wód­kę. – Le­piej niech pani mu da wina – do­ra­dził mr Pum­ble­cho­ok – pew­niej­sze, że nie bę­dzie z dzieg­ciem. Sier­żant oświad­czył, że woli wino bez dzieg­ciu, je­że­li go­spo­dy­ni nie ma nic prze­ciw­ko temu. Gdy otrzy­mał tru­nek, wy­pił jed­nym hau­stem zdro­wie jego kró­lew­skiej mo­ści, po­tem zło­żył ży­cze­nia świą­tecz­ne i cmok­nął war­ga­mi. – Do­bre win­ko, co, sier­żan­cie? – spy­tał mr Pum­ble­cho­ok. – Coś panu po­wiem – od­parł sier­żant – zda­je mi się, że to pań­ski po­da­ru­nek, co? Mr Pum­ble­cho­ok z gru­bym śmie­chem za­gad­nął: – Ho, ho, a cze­mu to? – Bo – i tu sier­żant po­kle­pał go po ra­mie­niu – pan mi wy­glą­da na czło­wie­ka, któ­ry zna się na rze­czy, – Tak pan uwa­ża? – ba­dał mr Pum­ble­cho­ok z tym sa­mym śmie­chem – no, to jesz­cze kie­li­sze­czek? – Z pa­nem – oświad­czył sier­żant – je­śli wol­no mi się trą­cić. Gór­ny brzeg mo­je­go kie­lisz­ka trą­ci o pod­staw­kę pań­skie­go, a gór­ny brzeg pań­skiej pod­staw­ki o brzeg mo­je­go. O, tak! Czy jest pięk­niej­sza szkla­na mu­zy­ka? Na zdro­wie! Ży­czę panu, by nig­dy nie był gor­szym znaw­cą do­bre­go trun­ku niż te­raz i by pan żył ty­siąc lat! Sier­żant wy­pił dru­gi kie­li­sze­czek i nie od­mó­wił­by trze­cie­go. Spo­strze­głem, że mr Pum­ble­cho­ok za­po­mniał cał­kiem, iż zro­bił z tego wina pre­zent, i trak­to­wał bu­tel­kę, jak gdy­by była jego wła­sno­ścią i jak gdy­by miał pra­wo z niej czę­sto­wać. I mnie też… się coś nie­coś do­sta­ło. Był tak swo­bod­ny, że po wy­próż­nie­niu jed­nej za­żą­dał dru­giej bu­tel­ki i roz­le­wał ją rów­nie hoj­nie. Przy­glą­da­jąc się tej we­so­ło za­ba­wia­ją­cej się w kuź­ni kom­pa­nii, my­śla­łem, że mój przy­ja­ciel-zbieg tam na ba­gni­sku jest dla nich czymś w ro­dza­ju przy­pra­wy do uczty. Roz­mo­wa o tym, jak ta schwy­ta­ją tych „dwu nędz­ni­ków”, pod­nie­ca­ła i roz­we­se­la­ła jesz­cze bar­dziej to­wa­rzy­stwo. Zda­wa­ło mi się, że ogień pło­nie w kuź­ni na ich zgu­bę, że na ich zgu­bę sa­pią mie­chy, że dym uno­si się w ślad za nimi, że dla nich Joe wali mło­tem i że w mia­rę jak młot spa­da i pło­mień wy­strze­la w górę, groź­ne cie­nie, tań­czą­ce na ścia­nach, im wła­śnie gro­żą, iskier­ki, wy­ska­ku­ją­ce z pa­le­ni­ska, dla nich umie­ra­ją, a na­wet świa­tło dnia przy­bla­dło na dwo­rze z ich po­wo­du. Tak się zda­wa­ło mo­jej dzie­cię­cej wy­obraź­ni, gdy my­śla­łem o tam­tych dwu bie­da­kach. Wresz­cie Joe skoń­czył pra­cę i ustał huk i brzęk że­la­stwa. Gdy ko­wal wło­żył zno­wu sur­dut, zdo­był się na od­wa­gę za­py­tać, czy ktoś z nas mógł­by to­wa­rzy­szyć żoł­nie­rzom i przyj­rzeć się po­ści­go­wi. Pa­no­wie Pum­ble­cho­ok i Hub­ble od­mó­wi­li, prze­kła­da­jąc fa­jecz­kę i to­wa­rzy­stwo pań, ale mr Wop­sle oświad­czył, że je­że­li Joe pój­dzie, to i on tak­że, a ko­wal za­pro­po­no­wał, że za­bie­rze mnie ze sobą, o ile żona nie bę­dzie mia­ła nic prze­ciw­ko temu. Sio­stra moja nig­dy nie po­zwo­li­ła­by na to, gdy­by nie cie­ka­wość i chęć do­wie­dze­nia się od nas, jak się wszyst­ko skoń­czy. Po­wie­dzia­ła więc: – Idź­cie, ale jak chło­piec wró­ci z gło­wą roz­wa­lo­ną od wy­strza­łu, to ja mu jej nie skle­ję. Sier­żant uprzej­mie po­że­gnał się z pa­nia­mi; a z mr Pum­ble­cho­okiem roz­stał się jak z kom­pa­nem. Są­dzę, że nie do­ce­nił­by do tego stop­nia jego za­let to­wa­rzy­skich, gdy­by zna­jo­mo­ści tej nie pod­lał do­brym wi­nem.