Site hosted by Angelfire.com: Build your free website today!

 

 

1 grudnia 2006 (piątek)

Co, już grudzień? Znowu?

Anglicy wieszają ozdoby choinkowe w domach i miastach, dekorują żywopłoty i ulice. Mama Bethany Jo kupiła dziś choinkę. Mama Edena powiedziała, że już swoją ubrała, bo lubi mieć ubraną pierwszego grudnia.

Ja nazywam się "mama Sary", bardzo mi miło.

Natalia szybko uczy się nowych słów, umie na przykład powiedzieć "buty". Bardzo lubi chodzić na spacer, rano przynosi mi buty i szelki, i jeśli mamy wystarczająco dużo czasu, to do przedszkola idziemy piechotą. W szelkach, bo mały potwór lubi wybiegać na jezdnię.

Powiedziała też pierwsze zdanie: "Miś śpi".

 
 

5 grudnia 2006 (wtorek)

Pojechałyśmy do Botton Village odwiedzić moją koleżankę Magdę i jej córeczkę Polę. Sara dostała w prezencie urodzinowym piękny serwis do herbaty w piknikowym koszyku. Pochodziłyśmy trochę po farmie, zajrzałyśmy do obory - Natalia była przerażona. Chyba wydawało jej się do tej pory, że wszystkie zwierzęta są wielkości kota. Nie była przygotowana na prawdziwą krowę, mówiącą wielkim głosem MUUUUU.

Tutaj jest artykuł o Magdzie z "Gońca Polskiego": strona 1, strona 2. W rzeczywistości nie jest taka cała pomarańczowa alternatywa, tylko włosy ma rude.

 
 

6 grudnia 2006 (środa)

Sarę odwiedziła Georgina. Dziewczynki zrobiły sobie przyjęcie z prawdziwą herbatą w roli głównej. Dostały herbatę w czajniczku, mleko w dzbanuszku i cukier w cukierniczce i bawiły się przepięknie. Potem przyszła Natalia, wyjadła cukier z cukierniczki, herbatę wylała, a do czajniczka wrzuciła łyżeczki.

Tea Party
 

8 grudnia 2006  (piątek)

Sara przyniosła z przedszkola list do Świętego Mikołaja, z którego wynika, że chce dostać samolot. Już od paru tygodni zapytana, co chce dostać od hojnego świętego, konsekwentnie odpowiada, że samolot. Ciekawe, czy Mikołaj się wywiąże.

List do Świętego Mikołaja
 

10-11 grudnia 2006 (niedziela-poniedziałek)

Podróż do Polski przebiegła w miarę bezproblemowo. Samochodowy odtwarzacz DVD sprawdził się znakomicie, najlepiej wydane 90 funtów w moim życiu. A jaka jakość obrazu! Do Harwich dojechaliśmy z zapasem; na promie prawie nie kołysało, za to karmili tak, że ho ho; z Esbjerg do Szczecina jedzie się - z przystankami - około 8 godzin. W sumie podróż samochodem i promem trwa dwa razy dłużej i kosztuje dwa razy więcej niż samolotem, ale przynajmniej ma się przy sobie ukochany samochód.

Prom Harwich - Esbjerg
 

16 grudnia 2006 (sobota)

Tatuś (alias Dziadek) dostał od Mamusi (alias Babci) drukarkę, kupioną rękami moimi w Geancie (alias Hipermarket W Którym Już Nigdy Nic Nie Kupię). Naturalnie okazało się, że jest zepsuta. No, chyba że te czerwone linie w poprzek każdej kartki to taka ozdoba.

Przy okazji imprezy urodzinowej Tatusia (vel Dziadka) okazało się, że: 1) Sara najbardziej na świecie lubi zmywać; 2) alergię na wódkę leczy się wiśniówką.

Kopciuszek zmywa
 

18 grudnia 2006 (poniedziałek)

Zrobiliśmy sobie wycieczkę do zoo w Uckermuende. Bardzo przyjemne miejsce, tylko ociupinkę zimno. Ale zjeżdżalnię mają zajefajną.

Niemiecka lama
 

20 grudnia 2006 (środa)

Próbowaliśmy wybrać się na wycieczkę do Przelewic, ale z różnych względów (remont 3 z 4 pasów autostrady, który dwie godziny przytrzymał nas w korku; deszcz; notoryczne skręcanie w złą stronę) zamiast do Przelewic dotarliśmy na nasz rodzimy, szczeciński Zamek, gdzie odbywała się wystawa lalek.

Wystawa lalek
 

24 grudnia 2006 (niedziela)

Wigilia. Nie żeby różniła się szczególnie od wigilii przeszłych i przyszłych, ale pomyślałam, że warto wspomnieć.

Mikołaj przyniósł Sarze samolot - oprócz stosów innych prezentów. Natalii też nie ominął.

Samolot Sary
 

29-30 grudnia 2006 (piątek-sobota)

Podróż do Anglii przebiegła nieźle, choć nieco gorzej niż w stronę przeciwną. Do Danii dojechaliśmy bardzo szybko dzięki niemieckim bezograniczeniowym autostradom, na których nasz obładowany do granic możliwości samochód rozwija zawrotną prędkość 115 mil na godzinę (zużywając przy tym dwa razy tyle paliwa co normalnie). Na promie natomiast huśtało, więc na wszelki wypadek nie poszłyśmy z Sarą na śniadanie. Biegnąc na korytarz po torebkę wymiotną dla Sary boleśnie zraniłam się w stopę o próg kajuty, ale i tak nie zdążyłam, w związku z czym ona jedną koję pokryła wymiotami, a ja drugą krwią. Natalia z Peterem czuli się znakomicie, poszli na pyszne śniadanie, a potem większość czasu spędzili na pokładzie, z dala od wymiotów i krwi.

 



Do domu!