Site hosted by Angelfire.com: Build your free website today!

 

 

Dalekosiężny nasłuch *

 

Long-range listening

 

Andrzej Brodziak  

 

* The story "Long-range listening"  was published in the monthly "Problemy" in Polish    language. Problemy. 1978; 4: 49-50.   The cover of this  monthly issue is reproduced  above. 

** I am the author of many other science fiction stories, related to cosmological issues,     published under a pseudonym.

 

 

…………………………………………………………………………………………………

Polish text of the novel:     

Niecierpliwie czekałem na Olta. Mogłem zaprosić go do domu. Tutaj jednak  będzie większy spokój. Dobiegała szesnasta. Wyłączałem z centralnego pulpitu  kolejno urządzenia Stacji. System  zapisu sygnału już nie działał. Unieruchomiłem  silniki poruszające główną anteną. Wyłączyłem zasilanie całości sprzętu odbiorczo-rejestrującego. Zatrzaskiwano na korytarzu drzwi, ktoś zbiegał po schodach. Tak, dawno minęły czasy, kiedy pracowano tu po kilkanaście godzin na dobę. Teraz odwalają robotę jak przy taśmie. Za chwilę będzie tu jak w biurowcu po godzinach urzędowania. Olt pracował w Centrali Analizy Sygnałów w Arachora. Teraz tam też panowały minorowe nastroje. Wcale nie z powodu ostatniej redukcji budżetu. Gorsze było to, że prawie nikt nie wierzył  już w sens projektu. Seminaria w Centrali były anemiczne. Przedstawiano jakieś przyczynki. Brakowało jakiejś dobrej ogólnej koncepcji.

 Olt był osobistością w Centrali. Znam go jeszcze ze studiów. Ostatnio od dawna już go nie widywałem. Rosa sierdzi, że skoro coś znalazłem, to powinienem to zgłosić do planu seminariów Centrali, a nie intrygować. Byłby to błąd. Tłumaczyłem Rosie, że nie jestem specjalistą od analizy sygnału, że i Projekcie Nasłuchu pracuję tylko w stacji Odbiorczo-Rejestrującej. Tłumaczyłem, że problemy lingwistyki to tylko moje hobby. Nie jestem znany w tej dziedzinie. Nie mam nawet dyplomu magistra lingwistyki matematycznej. Wyjaśniałem, że facet, który jest elektronikiem, nie może pouczać lingwistów. Chcieliby opisu formalnego. Zamiast słuchać, o co chodzi, czepialiby się błędów we wzorach. Już to widzę... duży stres… dwie godziny tureckiej gadaniny i zerowy rezultat.  

Przy pulpicie zadzwonił telefon.

– Sekretariat, Tatiana, jest tutaj pro­fesor Olt Iransky.

– Proszę przyprowadzić profesora na górę i poproszę o dwie kawy.

– Dobrze, czy będę mogła potem pójść do domu?

– Oczywiście.

W drzwiach stanął Olt. Zawsze był ubrany ze smakiem. Nie zmienił się przez te dwa lata.

– Cześć Olt, zapewne chcesz umyć ręce. Czy zatrzymałeś się w hotelu Sta­cji, czy w miasteczku?

– Dobra, dobra, mów, co to ma być za bomba. Dlaczego mnie tutaj ściąg­nąłeś?

– Siadaj tutaj, w fotelu przy stoli­ku. Potrzebny nam będzie tylko papier i ołówki.

– To rzeczywiście niewiele. A może by jakaś kawa...

– Będzie. Słuchaj! Dla jasności, w skrócie to, co wiemy, a raczej jak ja rozumiem to, co ustalono. Od dwu­dziestu lat zarówno w paśmie fal krótkich, jak i fal rzędu kilku kHz, rejestrujemy sygnały, które ponad wszelką wątpliwość są dialogiem albo raczej rozmową. My w tej rozmowie nie uczestniczymy, bo nic z niej nie ro­zumiemy, mimo że gdyby ten bełkot zrozumieć, to moglibyśmy się włączyć. Jak wiadomo, ustalono alfabet języka, a nawet listę słów. Z tym że stale pojawiają się jakieś nowe. To zresztą normalne. Żywy język zawsze tworzy neologizmy. Zapisano już tysiące kilo­metrów taśmy magnetycznej z tym gulgotaniem. Mimo że nie wiemy, czy to nie są przypadkiem setki pozdrowień imieninowych, nasza placówka w Deva upakowuje całość zarejestrowanego za­pisu w cholernie drogie kosteczki — „czytaj-pisz-krystaloidu”. Niektóre frag­menty sygnału wydano dla amatorów - hobbistów w formie książkowej.

– Piekielnie nudzisz. Przecież to jest poziom poniżej wykładu popularnona­ukowego dla szkół podstawowych – stwierdził Olt.

– Siedź jeszcze chwilę cicho…. sło­wom nie potrafimy przyporządkować znaczeń. Że będą z tym trudności, wie­dziano od początku. Od neurofizjologów  dowiedzieliśmy się już jakieś sto lat temu, że znaczenie słowa łub zda­nia jest pewnym odwzorowaniem (mo­delem) obserwowanego przedmiotu lub sytuacji, tworzonym na chwilę albo na dłużej w sieci neuronalnej – kontynuowałem wyjaśnienia.   

Do pracowni weszła Tatiana. Olt przestał mnie słuchać. Patrzał na sylwetkę zgrabnej dziewczyny. Nie dziwię mu się. Tatiana zawsze jest ubrana  wyzywająco. Dzisiaj ubrała czarną sukienkę i ciemno brązowe pończochy. Była na szpilkach. Poruszała się z gracją. Ustawiając na stoliku filiżanki z kawą, przycupnęła eksponując swoje ładne nogi. Po chwili profesor Olt podjął  swój wywód.   

– Słuchaj, Gera, ty jakoś w ogóle w tym popularnonaukowym odczycie nie wspomniałeś, że całość zarejestrowane­go sygnału dzieli się na dwa podzbio­ry. Większa część sygnałów ma charak­ter regularny, o bardzo ubogim słow­niku, a najsilniejsze sygnały w ogóle nie mają charakteru skokowego, są sygnałem ciągłym policyklicznym. Nie o to mi chodzi, że ja to odkryłem, ale istotne jest to, że zachodzi związek między tymi sygnałami regularnymi a pewnymi zjawiskami astrofizycznymi obserwowanymi przez astronomów.

– Dlatego właśnie ciebie tutaj ściąg­nąłem. Ty to udowodniłeś i dlatego tylko ty jesteś w stanie zapalić się do mojego pomysłu. Poza tym, żeby go zrealizować, trzeba wpłynąć na Biuro Informacji i Kultury. Może to zrobić tylko ktoś o olbrzymim prestiżu. Ty je­steś znany nie tylko specjalistom. Two­je nazwisko znają nie tylko politycy i dziennikarze, ale również uczniowie szkół średnich.

– Do diabła! Co ma wspólnego Pro­jekt Nasłuchu z Ministerstwem Informa­cji i Kultury?

A ma. Słuchaj. W paśmie 70 MHz z rejonu Syriusza i gwiazdozbioru Kas­jopei jest wysłana wiadomość, którą przełamałem.  

Olt wstał na równe nogi, potrącił stolik i rozlał kawę, która ściekała te­raz strużką z glazury stolika na czer­wony dywan.  Na szczęście wylał tylko swoją kawę, W mojej filiżance więk­szość została.  

– Albo kłamiesz, albo jesteś dureń. Jeśli złamałeś, to czemu tego nie opu­blikowałeś w stu czasopismach i nie ogłosiłeś na dwudziestu zjazdach. Sko­ro ty to zrobiłeś, to znaczy, że to nie jest trudne i za chwilę zrobią to inni, i nadają to nawet w telewizji i w ty­godnikach dla gospodyń domowych. Zresztą, niby jak to zrobiłeś, nie masz przecież tutaj do tego sprzętu, nie masz komputerów. A poza tym, jak ty rozumiesz słowa „przełamałem wiado­mość”? Zrozumiałeś wszystko? Nadają melodramat z cyklu love story?  

Ostatnie zdanie było już sensowne. Można było podjąć rozmowę, skoro Olt wrócił już do problemu wiązania słów sygnału z ich znaczeniami.  

– Słuchaj! Sygnał z Syriusza i Kas­jopei w porównaniu z innymi odbie­ranymi to rzeczywiście audycja dla naj­głupszych, z tym, że jakoś mało kto się tym zajmował. System Wyszukiwania Informacji Naukowych podał mi zaled­wie pięć publikacji dotyczących tego problemu. Jedną napisał twój asystent z Arachora. Praca jest, podobnie jak cztery pozostałe, bezwartościowa. A co do mojego wyposażenia w sprzęt, to nie przesadzaj. Wszystko, czego potrze­bujemy, to komputer. Podstawowe pro­gramy automatycznej analizy tekstów i tłumaczeń są ogólnie dostępne. Już pięć lat temu tu w Stacji zafundowa­łem sobie abonencką końcówkę do jednego z większych komputerów w okolicy. Należy on do sieci przemysło­wej. To nieważne. Oczywiście, musiałem ten wydatek jakoś uzasadnić kie­rownictwu. Ale przecież ty najlepiej wiesz, że język naturalny jest na tyle giętki, że można nawet nie kłamać, pisząc o czymś, a adresat zrozumie coś innego, właśnie to, co chcesz.

– No dobrze, jak to zrobiłeś?

— Załadowałem program opracowa­ny przed pięćdziesięciu laty przez fran­cuski wojskowy ośrodek badawczy dla celów łamania szyfrów. Program ten nazywa się ANA-CHIFFRE-1. Na wej­ściu podałem sygnał z Syriusza i otrzy­małem wydruk wiadomości liczący 120 stron. Po francusku. Sygnał z Kasjopei dał ten sam francuski tekst.  

Olt zbladł, wziął moją filiżankę ka­wy i wypił ją duszkiem.

– Słuchaj, nie strój ze mnie żartów. Co trujesz, że wydruk był po francusku, przecież wiesz, że ANA-CHIFFRE-1 zawsze da wydruk po francusku, bo tak go ci z Nancy urządzili. Ale ANA jest dobry do łamania szyfrów wiadomości z zakresu pojęć ludzkich. Może to być o kwiatach albo o rozmieszczeniu łodzi podwodnych, ale na planetach wokół Syriusza może nie być wody oni dla goździków, ani dla żaglówek.

– Wokół Syriusza w ogóle nie ma planet.

– No więc, co Syriusz nadaje? Zresztą to nieważne. Do czego mnie potrzebujesz? To niesamowite, żeby z głupia frant zastosować program opra­cowany przed pięćdziesięciu laty i otrzymać rezultaty. Wszyscy myśleli, że to musi być o jakichś abstrakcyjnych pojęciach, nieprzetłumaczalnych na na­sze, prawie neandertalskie głowy. A ty gadasz, że taki programik wystarczył. To musi być jakaś trywialna omyłka. Może ty tu w ogóle rejestrujesz program najbliższej stacji radiowej.  

Olt zareagował prawidłowo. Jak przystało na specjalistę, treść tego, co „Syriusz nadaje”, na razie słabo go interesowała. Nie mógł natomiast prze­boleć, że on i jego chłopcy z Centrali mierzyli za wysoko i dlatego przepuścili piłkę. Jestem pewien, że zacznie mnie teraz wypytywać o szczegóły wstępnej transformacji sygnału przed podaniem go na wejście programu ANA. No, ale nie po to go tutaj ściągałem. Podszed­łem do biurka i wyciągnąłem z szufla­dy jeden z dwudziestu przygotowanych egzemplarzy skryptu oprawionego w żółte okładki.

– Słuchaj, masz tu maszynopis wia­domości z Syriusza. Potem sobie po­czytasz do poduszki. Ale teraz do rze­czy. Mamy trudne zadanie, bo wiado­mość jest ni to smutna, ni to wesoła, jest po prostu opisem ogólnego dzia­łania, które jest chyba obce naszej obecnej mentalności. Ponieważ jednak to działanie nas dotyczy, trzeba, moim zdaniem, tę wiadomość rozpowszech­nić. Z tym, że większość jest raczej nie przygotowana na coś takiego.

– Mówisz zbyt podniośle. To jest do­syć grube, a poza tym słabo znam francuski. Mów, o co chodzi, ale jasno.

– Dobra, ale nie przerywaj uwaga­mi o poziomie moich wykładów popu­larnonaukowych. Ci ludzie, którzy czy­tają sobie od czasu do czasu coś o kosmologii, stale dowiadują się, że ja­kieś 14 miliardów lat temu garść su­pergęstej plazmy zaczęła się rozpry­skiwać w galaktyki, gwiazdy i powsta­jące wokół nich planety. Stygnąc po­woli, rozlatuje się to wszystko na zewnątrz. Jak wyliczono, szybkość ucieczki galaktyk jest tak duża, że siły wzajem­nego ich przyciągania się, zależne od tak zwanej średniej gęstości materii Wszechświata, są zbyt małe, aby nastą­piło ponowne kurczenie się Wszech­świata. Tak więc czasoprzestrzeń nie ma kształtu cyklicznie kolapsującej hiperkuli, lecz raczej rogalika o nie­ustannie wydłużających się końcach. Są tacy, których te teorie kosmologiczne strasznie deprymują. Myśl, że Wszech­świat jest jakąś jednorazową szczegól­nością i na dodatek dąży do rozpły­nięcia się w coraz dłuższy i dłuższy i coraz zimniejszy rogalik, działa przy­gnębiająco. To od tych fizyków wieje ten obezwładniający pesymizm, który niepostrzeżenie wpływa na nas wszyst­kich. Pesymizm ten odzwierciedla się w całej naszej smutnej, hedonistycznej kulturze.

– Tak, to wiem. I jest coś na ten te­mat w Wiadomości?

– Ona tylko tego dotyczy.

– Wy w Centrali słusznie sądziliście, że Rozmowa odbywa się między nazwijmy to, tworami o znacznie wyż­szym poziomie abstrakcji. Ich aparat pojęciowy zupełnie nie przystaje do na­szego. Ale ta wiadomość jest wykła­dem popularnonaukowym dla najniżej rozwiniętych cywilizacji, o poziomie in­teligencji o rzędu zero. Piszą o tym na wstępie. Niczego od nas nie ocze­kują, bo wiedzą, że nic im nie pomo­żemy. Informują nas tylko o tym, co zrobią. Żeby pojąć, jak się to robi, trzeba być znacznie bardziej rozwinię­tym. Wtedy dopiero można byłoby so­bie poczytać któryś z tych sygnałów, jakie chcieliście odsylabizować w Arachora.

– A co oni takiego robią?

– Usiłują zwiększyć średnią gęstość Wszechświata. Z jakichś względów ro­bią to etapami. Zaczynają od pew­nych rejonów.

– Po co?

– Żeby doprowadzić do zatrzymania ucieczki galaktyk i spowodować ich kolaps, czyli, żeby wrócić do chwili zero.

  Przecież to oznacza zniszczenie wszystkiego, upakowanie wszystkiego, co tutaj widzimy i co jest na niebie, w garść, jak powiedziałeś, supergęstej plazmy.

– Tak, ale drugą ewentualnością jest tylko śmierć wokół powoli stygnących gwiazd rozlatujących się w pustkę.

– Jaka różnica?

– No taka, że od nowej chwili zero wszystko zacznie się od nowa.

– I tak w kółko?

– Tego nie wiadomo... chyba tak... chyba to jest prawidłowość.

– Olt zamilkł, wstał, podszedł do okna. Zapadał zmierzch. W oddali na auto­stradzie migotał biało-czerwony sznu­reczek samochodów pędzących w obie strony, Antena Stacji zasłaniała sporą część nieba. Na prawo od niej migo­tał jednak Syriusz.

…………………………………………………………………………………………………  

* Opowiadanie   opublikowane w miesięczniku „Problemy”. 1978; 4: 49-50.

   Reprodukcja okładki w/w egzemplarza miesięcznika.

** Jestem autorem wielu innych opowiadań s-f, dotyczących problematyki kosmologicznej   opublikowanych pod pseudonimem.

…………………………………………………………………………………………………   

* The story "Long-range listening"  was published in the monthly "Problemy". 1978; 4: 49-50.   The cover of this  monthly issue is reproduced above.  

** I am the author of many other science fiction stories, related to cosmological issues, published under a pseudonym.