Site hosted by Angelfire.com: Build your free website today!

Felieton Wojtka Wieczorka z cyklu "Prawym okiem", przygotowany dla audycji radiowej "Polska Fala", Auckland, 23/01/2000

---o---

  Szanowni Sluchacze,

  W dzisiejszym felietonie zakoncze rozpoczete przed dwoma tygodniami rozwazania o dzialaniu administracji panstwowej. Przyklady ktore przytaczam pochodza z zycia publicznego Nowej Zelandii, ale opisane problemy dotycza wiekszosci zachodnich demokracji.

  Jedna z podstaw funkcjonowania sprawiedliwego Panstwa jest nienaruszalnosc wlasnosci prywatnej. Ta fundamentalna zasada daje obywatelom poczucie bezpieczenstwa i motywuje ich do bogacenia sie, z czego poprzez system podatkow dochodowych korzystaja wszyscy. Szanujacy prawo i placacy swoje rachunki obywatel powinien miec gwarancje, ze swa wlasnoscia bedzie mogl zawsze swobodnie dysponowac. A jak jest naprawde? Ostatnio znacznie zaostrzono w Nowej Zelandii przepisy w sprawie ochrony srodowiska. Mieszkajac w Waitakere City utracilem na przyklad prawo sciecia bez pozwolenia niektorych drzew na mojej posesji. Przed zmiana przepisow moglem drzewa scinac bez ograniczen. Zaplacilem za dzialke rynkowa cene, dopelnilem wszystkich formalnosci prawnych, uzyskalem akt wlasnosci - ziemia wraz z drzewami byla moja. Teraz drzew sciac nie moge, czyli nie naleza one do mnie. Akceptuje, ze w interesie spolecznym mozna odebrac wlasnosc prywatna dla przeprowadzenia projektow publicznych. Panstwo rutynowo przejmuje prywatna ziemie przy budowie autostrad czy lotnisk. Warunkiem jest oczywiscie sprawiedliwa rekompensata. Ja nie otrzymalem zadnej. Jezeli wiekszosc spoleczenstwa rzeczywiscie chce podziwiac drzewa na mojej dzialce, ludzie ci powinni byc gotowi wykupic je ode mnie! Dlaczego moja swobode dysponowania wlasnoscia pogwalcono po to, by uspokoic sumienie ludzi z ktorych wielu nie ma drzew na swoich dzialkach?

W podobny sposob, wpisanie posesji na liste obiektow historyczych jest dla wlasciciela prawdziwym przeklenstwem. Kazda przebudowa zabytkowego budynku wymaga specjalnego pozwolenia, ktorego uzyskanie jest bardzo kosztowne. Wiedza o tym potencjalni nabywcy, wiec wartosc rynkowa takiej posesji spada. Panstwo chce zachowac w interesie publicznym historyczne budynki, ale koszty tego dzialania ponosza ich wlasciciele. Nic dziwnego, ze obiekty zabytkowe czesto padaja ofiara tajemniczych pozarow. Efekty wprowadzenia niesprawiedliwego prawa bywaja sprzeczne z intencjami.

  Kolejny przyklad Panstwa wykraczajacego poza swoje kompetencje, to przymus zapinania pasow bezpieczenstwa. W przeciwienstwie do pijanego kierowcy, osoba nie majaca zapietych pasow nie stanowi zadnego zwiekszonego zagrozenia dla innych uzytkownikow drogi. Jest tylko jedno logiczne uzasadnienie obowiazku zapinania pasow. Pasazer bez pasow moze w czasie wypadku doznac ciezszych obrazen, za leczenie ktorych zaplacimy wszyscy. Idac tym tropem, powinnismy jednak wylaczyc spod przymusu osoby z prywatnym ubezpieczeniem zdrowotnym. Za nie zaplaci firma ubezpieczeniowa, a nie finansowana z budzetu publiczna sluzba zdrowia. W takim wypadku zapinanie pasow byloby czescia kontraktu ubezpieczeniowego; ludzie nie uzywajacy pasow placiliby wyzsze skladki. Dlaczego nie zdelegalizujemy tez tlustej diety? Otyli czesciej zapadaja na choroby serca i cukrzyce, a koszty leczenia spadaja na nasze barki. Juz widze oczami wyobrazni lotne patrole policyjne kontrolujace jadlospis obiadowy i zawartosc rodzinnej lodowki. Tlusty stek na talerzu pociagalby za soba mandat. Trzy przekroczenia w ciagu roku to przymusowy udzial w kursie dietetyki.

  Na podobnej zasadzie powinnismy zabronic obywatelom uprawiania ryzykownych sportow takich jak wspinaczka gorska, zeglarstwo, kapiel w oceanie czy wyscigi samochodowe. We wszystkich tych aktywnosciach koszty wypadkow ponosi spoleczenstwo. To my placimy za ekspedycje ratunkowe, opieke szpitalna i koszty rekonwalescencji. Zycie w kraju, ktory zdelegalizowalby wszystkie potencjalnie niebezpieczne sposoby spedzania czasu byloby jednak nieznosnie nudne. Ja jestem zwolennikiem sytuacji w ktorej udostepnia sie obywatelom rzetelne informacje na temat zagrozen, ale kazdy sam na wlasne ryzyko i rachunek podejmuje ostateczne decyzje.

  Dla wzmocnienia mojego argumentu moglbym tez posluzyc sie przykladem palaczy, ktorzy czesciej niz niepalacy wymagaja leczenia. Sprawdzilem jednak, ze ok. 3/4 detalicznej ceny papierosow w Nowej Zelandii to czysty podatek. Proste wyliczenie pokazuje, ze palacy jedna paczke dziennie przez 25 lat wplaci dodatkowo do kasy publicznej co najmniej $50 000 (uwzgledniajac oprocentowanie). Zarobi chyba tym na specjalna opieke zdrowotna, ktorej moze kiedys wymagac.

  Ostatnim na dzisiaj przykladem radosnej tworczosci ustawodawczej  jest przygotowana przez ONZ Karta Praw Dziecka. Ratyfikowana prawie na calym swiecie zawiera takie gwarancje jak na przyklad prawo dziecka do milosci. Brzmi to bardzo wzniosle, co jednak mamy zrobic jezeli danego dziecka nikt akurat nie kocha? Moze utworzyc nowa kosztowna agencje rzadowa, ktora bedzie zajmowala sie ustawowo miloscia? Nie chce zabrzmiec bezdusznie, ale ustalanie praw ktorych absolutnie nie jestesmy w stanie zagwarantowac nie ma sensu. Wszyscy ludzie powinni byc na przyklad zdrowi i bogaci, ale co z tego? Jedni sa zdrowi, inni czesto choruja - tak zawsze bylo i nic tego nie zmieni. Wedlug Karty ONZ dzieci maja tez  prawo do jedzenia. Pieknie, ale co zrobic gdy uczen przychodzi do szkoly bez sniadania? Moze kanapki powinni przynosic nauczyciele? Moze rozdawac wsrod uczniow talony na rybe z frytkami? Problem ten przestaje istniec gdy zamiast o abstrakcyjnych prawach dziecka zaczniemy mowic o powinnosciach opiekunow. Rodzice maja obowiazek zapewnic uczciwe wyzywienie swoim dzieciom. Jezeli te chodza glodne, to wiemy przynajmniej kto zaniedbal swoich powinnosci i komu zwrocic uwage. Ze sfery wydumanych praw powrocilismy wlasnie do realnosci zycia. To nie dzieci maja prawa tylko rodzice lub opiekunowie wzieli na siebie okreslone obowiazki.

  Konczac zaznacze tylko, ze uwazam wspolczesne zachodnie demokracje za wielkie osiagniecie ludzkosci. Dzieki nim olbrzymia liczba ludzi ma obecnie szanse godnego zycia w poczuciu bezpieczenstwa i swobody. Moj felieton wskazuje tylko na pewne niebezpieczne trendy ktore, przy bezczynnosci obywateli, moga nam kiedys te wolnosc odebrac.

  W naszym nastepnym spotkaniu na radiowej antenie bede mowil o ekologii.

  Do uslyszenia.