Site hosted by Angelfire.com: Build your free website today!
Rzeczpospolita, 1999.08.07

Archiwa wojenne polskiego wywiadu w całości zniszczone Nie miały trwałego znaczenia

JANUSZ MAYK MAJEWSKI JAN NOWAK-JEZIORAŃSKI

W świetle dostępnych dokumentów nie ulega już wątpliwości, że archiwa polskiego wywiadu wojennego, najważniejsze świadectwo polskiego wkładu do zwycięstwa nad Niemcami, zniszczone zostały przez Anglików celowo w taki sposób, by nie pozostał po nich żaden ślad.

Poczynając od 1971 roku wszystkie listy i coraz bardziej natarczywe zapytania o losy tych bezcennych dokumentów pomijane były milczeniem. List T.A. Stirling, szefowej Biura Historycznego i Archiwów Gabinetu Brytyjskiego, wysłany był na początku lipca br. niewątpliwie pod wpływem rozgłosu, jaki nadały sprawie artykuły w "Zeszytach Historycznych", "Rzeczpospolitej" i w Polskim Radiu.

T. Stirling nie ogranicza się do stwierdzenia, że wszystkie polskie meldunki i dowody sojuszniczej współpracy wywiadu polskiego zostały zniszczone. Stwierdza ponadto, że zostały zniszczone, bo były "efemeryczne", czyli pozbawione jakiegokolwiek trwałego znaczenia. Jest to jeszcze jedna próba przekreślenia polskiego tytułu do chwały wojennej, tym bardziej oburzająca, że podjęta została dziś, w 54 lata po wojnie, przez Biuro Historyczne Rządu Jej Królewskiej Mości.

Próba przekreślenia zasług Polaków

Jednym z licznych przykładów "efemerycznego" znaczenia zniszczonych dokumentów mogą być dwa meldunki informujące o stacji doświadczalnej "nowych broni", pocisków V1 i V2, które w zamiarach Hitlera miały zburzyć Londyn i uniemożliwić koncentrację wojsk desantowych. Meldunki te ocalały cudem w Polsce, dzięki dwóm pozostałym przy życiu bohaterskim pracowniczkom Arki, czyli wywiadu przemysłowego AK, Danuty Stępniewskiej i Hanny Szczepkowskiej-Mickiewicz.

Pierwszy z nich, przekazany kilkoma szlakami kurierskimi, zamieszczony został w sprawozdaniu miesięcznym Arki dla Centrali (Londynu) za luty 1943 rok.

"Na dowód konkretnych prac nad napędem rakietowym otrzymaliśmy następującą wiadomość: próby wykonano w PeenemŸnde, które się udały. Znajduje się tam Racketlenversuchsfeld..." (stacja doświadczalna broni rakietowych). Najprawdopodobniej informacja ta z uwagi na swe znaczenie nadana była wcześniej przez tajną radiostację AK. Drugi meldunek zamieszczony został w sprawozdaniu miesięcznym za marzec 1943 rok.

"Ośrodek prób z napędem rakietowym w PeenemŸnde:

W uzupełnieniu informacji podanych w meld. 2/43 otrzymano wiadomość z lutego, iż w Peenemunde nad Bałtykiem centralizuje się ośrodek budowy i prób samolotów rakietowych. Znajduje się tam fabryka, w której pracuje jakoby 6 tysięcy ludzi, laboratorium oraz lotnisko doświadczalne. W promieniu kilku km od stacji PeenemŸnde zamknięte są wszystkie drogi. Przejazd wyłącznie za specjalnymi przepustkami".

Anglicy zażądali oryginałów

Jeden z angielskich odbiorców tych meldunków dr Reginald Jones zapytany o nie przez dr Józefa Garlińskiego w roku 1977, nie mógł ich sobie przypomnieć. Na szczęście pamiętali o nich dobrze inni angielscy odbiorcy, jak również szef Szóstego Oddziału Sztabu Naczelnego Wodza płk Protasewicz. Pamiętali oni także przekazany przez Polaków plan Peenemunde z objaśnieniem przeznaczenia poszczególnych obiektów. W pięciotomowym dziele "Wywiad brytyjski w II wojnie światowej", opartym na pieczołowicie zachowanym archiwum wszystkich wywiadowczych służb brytyjskich, mowa jest o tym, że pierwsze meldunki z PeenemŸnde dostarczyli Polacy, ale ich raporty nie zachowały się. Nie zachowały się, bo jak się teraz okazuje, zostały zniszczone jako "efemeryczne".

Na mocy umowy między gen. Władysławem Sikorskim i rządem brytyjskim w 1941 roku wszystkie polskie meldunki wywiadowcze przekazywane były w swej oryginalnej formie Brytyjczykom, którzy tłumaczyli je na angielski. Byli więc w posiadaniu aż dwóch kopii. Pomimo to w lipcu 1945 roku zażądali od swego męża zaufania w Drugim Oddziale płk. Leona Bortnowskiego, by przekazał im wszystkie oryginały znajdujące się w polskich rękach. Po co to było potrzebne Anglikom, skoro mieli już dwie kopie tych dokumentów? Bortnowski wydał rozkaz swoim podwładnym, by żadnych dokumentów nie przekazywać Sztabowi NW. Chodziło najwidoczniej o to, by w rękach polskich nic nie pozostało. Do Instytutu Sikorskiego trafiły tylko dokumenty dotyczące spraw organizacyjnych i personalnych. Polscy badacze nie natknęli się dotychczas na żadne dokumenty dotyczące pomocy wywiadowczej świadczonej angielskiemu sojusznikowi w aktach udostępnionych w Public Record Office (archiwach brytyjskich). Z pisma Stirling można wnosić, że zniszczone zostały nawet dzienniki podawcze. Należałoby powołać polsko-brytyjską komisję historyczną Sprawa nabiera posmaku skandalicznego. Polska opinia publiczna, rząd, Sejm, a przede wszystkim polska społeczność w Anglii, nie może przejść nad nią do porządku dziennego. Wywoływanie jakiegoś konfliktu i antyangielskich nastrojów w Polsce nie leży oczywiście w interesie obu państw. Polska ucierpiałaby na tym z pewnością bardziej niż Anglia. Polacy mają natomiast prawo oczekiwać, że strona angielska przyzna się, że popełnione zostało nadużycie i okaże najdalej idącą dobrą wolę w zadośćuczynieniu i naprawieniu w miarę możliwości wyrządzonej krzywdy. Takim aktem dobrej woli, który pozwoliłby zamknąć sprawę, byłoby powołanie wspólnej komisji historycznej polsko-brytyjskiej. Jej zadaniem byłoby odszukanie i zebranie wszelkich śladów i dokumentów wojennej współpracy polsko-brytyjskiej, które mogły się zachować, i wydanie ich po polsku i angielsku. Podobny zbiór dokumentów polsko-sowieckich był owocem współpracy archiwistów polskich i rosyjskich.

Warto raz jeszcze przypomnieć słowa sekretarza Winstona Churchilla, Johna Colwilla ("Strange Inheritance" - "Dziwne Dziedzictwo", 1983). Colwill twierdzi, że głównym źródłem słabości sojuszniczych służb wywiadowczych była zazdrość i rywalizacja między agencjami służb wywiadowczych, w przypadku Anglii między wywiadem morskim, lotniczym, Secret Intelligence Service itd. "Najlepszymi - pisze Colwill - okazali się w tej grze Polacy". Tragedia tysięcy żołnierzy podziemnego wywiadu AK polegała na tym, że widzieli w Anglikach sojusznika, którego trzeba wspierać za cenę największych ofiar, nie wyłączając własnego życia. Natomiast angielskie służby wywiadowcze widziały w Polakach rywali w zdobywaniu tytułu do zasług. Rywali niebezpiecznych, bo dopływ informacji z żywych źródeł polskich był nieproporcjonalnie wielki w porównaniu z tymi, które dostarczała własna sieć wywiadu angielskiego na kontynencie.


Strona glowna.