Site hosted by Angelfire.com: Build your free website today!
Gazeta Wyborcza, 1999.10.02

SĄDOWY LIST ŻELAZNY

Strona niemiecka jest zdania, że do świadczeń z funduszu odszkodowawczego powinny uprawniać tylko naprawdę ponadprzeciętne cierpienia z okresu wojny. A w rolnictwie cierpienia nie były tak dojmujące, z wyjątkiem pewnej grupy ciężkich wypadków.

Anna Rubinowicz: W poniedziałek ma Pan przedstawić Amerykanom finansową ofertę niemieckich władz i koncernów dotyczącą odszkodowań dla robotników przymusowych w III Rzeszy. Jakiego rzędu będzie to suma, skoro 20 mld dolarów, jakich żądali adwokaci poszkodowanych, to jak Pan sam mówi, kwota nierealistyczna, a 1,7 mld marek, oferowane przez przemysł, niewystarczająca?

Otto Lambsdorff: O pieniądzach będę najpierw rozmawiał z partnerami w Waszyngtonie. W poniedziałek zadzwonię do Stuarta Eizenstata [zastępcy sekretarza stanu, reprezentującego w negocjacjach USA - red.] i przekażę mu naszą wspólną ofertę.

Poszkodowani oczekują kwot podobnych do tych, które wypłacają już Volkswagen i Siemens. Obie firmy, nie czekając na wynik toczących się negocjacji, zaczęły już wypłacać odszkodowania - średnio po 10 tys. marek na osobę. Czy ustalenie takiej sumy było Pana zdaniem precedensem, który może zaszkodzić w negocjacjach?

- Z pewnością to nie pomaga, ale nie był to precedens, gdyż w tej sprawie nikt nie może stworzyć precedensu. Poszkodowani zdają sobie sprawę z tego, że w tym wypadku odszkodowania dostają tylko ci robotnicy, którzy pracowali w tych dwóch firmach. Natomiast fundacja niemieckiego przemysłu obejmie wszystkich byłych robotników przymusowych zatrudnionych w niemieckich przedsiębiorstwach niezależnie od tego, czy te firmy nadal istnieją czy nie, czy są wśród 35 członków funduszu czy nie.

Dlaczego rokowania toczą się z tak wielkim trudem?

- Dotyczą one bardzo skomplikowanych tematów, ścierają się w nich sprzeczne interesy. Poza tym idzie o bardzo duże kwoty pieniędzy. Ale w ostatnich tygodniach rokowania posunęły się naprzód.

Czy to, że koncerny oczekują gwarancji bezpieczeństwa prawnego w Stanach Zjednoczonych, czyli oddalenia perspektywy indywidualnych pozwów przeciwko nim, stanowi obecnie najtrudniejszą przeszkodę w rozmowach?

- Nie ma takiej jednej, najbardziej drażliwej kwestii. To będzie cały pakiet. Problem gwarancji prawnych odgrywa jednak dużą rolę. Stanowisko rządu Niemiec pokrywa się tu ze stanowiskiem koncernów. Trzeba zadbać o to, aby nie musiały one płacić dwukrotnie za to samo. Właśnie w tej kwestii w miniony poniedziałek w Waszyngtonie dokonaliśmy znacznego postępu.

Jak powinna wyglądać idealna wersja gwarancji prawnych według strony niemieckiej?

- Optymalne byłoby uzyskanie porozumienia z udziałem Kongresu USA, ale Amerykanie od początku wykluczali takie rozwiązanie jako nieosiągalne. Teraz dążymy do rozwiązania opartego na niemiecko-amerykańskiej umowie międzyrządowej. Wyglądałoby to tak, że rząd USA wysyłałby do amerykańskich sądów stosowny list za każdym razem, gdy pojawiłby się nowy pozew przeciwko niemieckim firmom. List zawierałby stwierdzenie, że rozpatrywanie takich kwestii przed sądem nie leży w interesie polityki zagranicznej USA i że zagadnienia te reguluje już fundacja.

Czy poszkodowani korzystający ze świadczeń fundacji będą podpisywali dokument, w którym będą się zrzekać drogi sądowej?

- Tak jest w fundacjach pojednania działających obecnie w Europie Wschodniej [m.in. w Polsce - red.]. Ten, kto składa wniosek o świadczenie, niezależnie od tego, czy je dostanie czy nie, nie może później składać pozwu sądowego.

Mówił Pan publicznie o szkodach politycznych i gospodarczych grożących Niemcom, gdyby rokowania w sprawie odszkodowań się przeciągały. Ostrzegał Pan, że im dłużej trwają negocjacje, tym kosztowniejszy może być końcowy kompromis. Jak koncerny reagują na te argumenty?

- Przemysł wie dobrze, że jeśli nie dojdziemy do porozumienia, możliwe będą nie tylko straty przedsiębiorstw [np. z powodu bojkotu ich towarów w USA - red.], ale obciąży to w ogóle stosunki handlowe między Niemcami a USA. Wraz ze Stuartem Eizenstatem jesteśmy zgodni, że zgrzyty w stosunkach handlowych na takim tle oznaczać będą również pogorszenie dwustronnych stosunków politycznych.

Część poszkodowanych ma uzyskać odszkodowania z funduszu federalnego, m.in. osoby zmuszane do pracy w rolnictwie, które stanowią większość poszkodowanych w Polsce. Teraz jednak Niemcy mówią o zasadniczym wykluczeniu tej grupy z odszkodowań. Dlaczego?

- Strona niemiecka jest zdania, że do świadczeń z funduszu odszkodowawczego powinny uprawniać tylko naprawdę ponadprzeciętne cierpienia z okresu wojny, ponadprzeciętny przymus. A zasadniczo w rolnictwie cierpienia nie były tak dojmujące, z wyjątkiem pewnej grupy ciężkich wypadków, których odszkodowanie można bez kłopotu uregulować.

Jak?

- Istniejące już fundacje odszkodowawcze w pięciu krajach Europy Wschodniej [np. Polsko-Niemieckie Pojednanie - red.], które dostają od Niemiec do dyspozycji określone sumy bez szczegółowego przydziału, mogłyby np. same decydować o tym, czy pomagać byłym robotnikom rolnym.

Czy podczas najbliższych rokowań plenarnych w Waszyngtonie spodziewa się Pan wyraźnego postępu?

- Nie wiem. Po raz pierwszy będzie tam mowa o pieniądzach. O ile znam dramaturgię negocjacji, to najpierw niemiecka oferta zostanie odrzucona z głośnym oburzeniem. Potem jednak usiądziemy wspólnie do stołu i spokojnie rozważymy tę ofertę. Jeśli wszystkie strony będą gotowe do kompromisu, to możemy w Waszyngtonie osiągnąć podstawy końcowego porozumienia.

Kiedy możliwe będą pierwsze wypłaty?

- Mam nadzieję, że najpóźniej w połowie przyszłego roku.

ROZMAWIAŁA ANNA RUBINOWICZ

* Otto Lambsdorff - przedstawiciel niemieckiego rządu w rokowaniach dotyczących odszkodowań dla b. robotników przymusowych


Uwagi M.Kulowskiego:

Pani Rubinowicz zapomniala zapytac Lambsdorfa o ostatnich zarzutach ze ukrywal zbrodniarzy wojennych po wojnie.


Strona glowna.