Site hosted by Angelfire.com: Build your free website today!
Gazeta Wyborcza, 1999.08.10

Pytania do Moskwy. Archiwum X?

Jak skłonić rosyjskie władze do udostępnienia Polsce ponad 120 tysięcy dokumentów zawierających unikatowe i przez to bezcenne dane o robotnikach przymusowych i wykorzystujących ich niemieckich firmach?

"Szaber" w szafach KGB

Ponieważ akta znajdujące się w Moskwie dotyczą w znacznej mierze pracy przymusowej więźniów KL Auschwitz i robotników cywilnych na rzecz niemieckich firm w Oświęcimiu i okolicy, oświęcimskie Muzeum od początku lat 90. próbuje uzyskać dostęp do nich. Kierownik muzealnego archiwum, Barbara Jarosz, widziała akta na własne oczy. Zabiegała o ich odzyskanie.

- Muzeum wyczerpało już jednak możliwości działania w tym względzie - przyznaje Jerzy Wróblewski, dyrektor muzeum. Dodaje, że od kilku miesięcy sprawę bada Biuro Pełnomocnika Rządu ds. Polskiego Dziedzictwa Kulturalnego za Granicą.

Barbara Jarosz pierwszą podróż do Rosji w sprawie wywiezionych dokumentów KL Auschwitz odbyła już w roku 1991. Miała informację z Naczelnej Dyrekcji Archiwów Państwowych (NDAP), że cenne akta spoczywają w moskiewskim Archiwum Rewolucji. Na miejscu okazało się, że ich tam nie ma, a strona rosyjska nie bardzo potrafiła pomóc w poszukiwaniach. - Po pewnym czasie okazało się, że skoro nie wiadomo, gdzie są akta, to muszą być w tajnym, kontrolowanym przez służby specjalne Archiwum KGB - wspomina urzędnik z NDAP, który wspierał panią Barbarę w staraniach u rosyjskich władz. I dodaje: - Szybko wyszło na jaw, że formalne działania to jedno, a prywatne przyjaźnie i tak są skuteczniejsze. Zwłaszcza w przypadku Archiwum KGB, którego nie udostępniano obcym. Nasi archiwiści i muzealnicy zaczęli się więc z Rosjanami zaprzyjaźniać.

- To były przedziwne czasy

- wspomina Franciszek Cemka, dyrektor Departamentu Muzeów w Ministerstwie Kultury i Sztuki, który wspierał oświęcimskie muzeum w staraniach o materiały. - Trochę jak po wojnie, kiedy jeździło się na szaber na ziemie odzyskane. Teraz na Wschodzie mieliśmy takie... archiwa odzyskane. Trzeba było tylko umieć do nich wejść. To się czasem udawało fortelem, czasem przy pomocy jakichś mniej lub bardziej precyzyjnych obietnic wobec rosyjskich kolegów. Charakterystyczne, że polskie urzędy i instytucje oficjalnie nie mogły w tej sprawie zrobić prawie nic. Na początku lat 90. w Moskwie panowało potworne zamieszanie, a w przypadku byłego Archiwum KGB działał wciąż strach - żeby tylko wiadome służby nie ukarały za nieopatrzne wydanie jakiegoś dokumentu.

80 mikrofilmów - za dolary

- Dużą rolę, obok "przyjacielskich kontaktów", odgrywało też uświadamianie Rosjanom, czym jest Muzeum w Oświęcimiu-Brzezince - opowiada Barbara Jarosz. - Kiedy jako muzeum rozpoczynaliśmy starania o dokumenty, Rosjanie nie mieli zielonego pojęcia, czym się zajmujemy. Zaprosiliśmy ich kilka razy do Oświęcimia.

Udało się zacieśnić kontakty z dyrektorem Bondariewem, kierującym Centralnym Archiwum Zbiorów Historyczno-Dokumentalnych. Rosjanie uzyskali zapewnienie, że dokumenty wrócą do nich po opracowaniu z bazą danych, z której będzie można swobodnie korzystać.

- Wszystkie akta w Archiwum KGB leżą kompletnie nie uporządkowane. Dokumenty z KL Auschwitz pozszywał ktoś kiedyś bez ładu i składu w tomiska. Odtąd leżały bez pożytku dla kogokolwiek - komentuje Barbara Jarosz.

< Na początku 1992 roku Bondariew przywiózł do Oświęcimia pierwsze "Księgi zgonów więźniów KL Auschwitz", bezcenne źródło informacji. Pozostałe 42 księgi dotarły do Polski przez polską ambasadę w Moskwie - drogą kurierską.

W tym czasie Polska wystąpiła oficjalnie o zwrot wszystkich poloniców. Wkrótce zwrotu dokumentów zaczęły się domagać prawie wszystkie kraje byłego bloku sowieckiego. - To podziałało jak płachta na byka - wspomina cytowany już urzędnik NDAP. - Rosyjskie MSW zainteresowało się zawartością archiwów oraz tym, co dzieje się z dokumentami. I wszystko zostało przystopowane.

- Nastroje w Moskwie zmieniały się jak w kalejdoskopie. Zależało to od wielu czynników, w tym politycznych. Nie wystarczyło więc telefonować. Trzeba było jeździć, podtrzymywać osobiste kontakty - wspominają w Oświęcimiu.

Dzięki owym "przyjaźniom" udało się sfinalizować rozmowy na temat udostępnienia ponad 130 tys. dokumentów KL Auschwitz.

- W rozmowie telefonicznej mówią mi: przyjeżdżaj, pokażemy wam te dokumenty. A za ile? - pytam. Za naprawdę symboliczną opłatą - odpowiadają. Na miejscu okazuje się, że za... 15 tysięcy dolarów. To była dla nas, jako instytucji państwowej, suma zawrotna - opowiada Barbara Jarosz.

Oświęcimskich archiwistów wspomogła - nie po raz pierwszy i nie ostatni - Fundacja Pamięci Ofiar Obozu Zagłady KL Auschwitz. Rosjanie nie udostępnili oryginalnych dokumentów, lecz zrobione z nich 80 mikrofilmów (a właściwie ich kopie). Ponad tysiąc klatek na każdym.

Znalazły się one w Oświęcimiu pod koniec roku 1994. - Podjęliśmy decyzję o zrobieniu z nich kopii na ksero, żeby łatwiej było porządkować te dokumenty. Uznaliśmy, że trzeba to zrobić bardzo szybko - opowiada dyrektor Wróblewski. - Pracownicy muzeum wykonali tytaniczną pracę, znakując cienką igłą poszczególne klatki.

W sierpniu ubiegłego roku muzeum podpisało umowę z prywatną firmą, która podjęła się zrobienia kserokopii. Koszt: 170 tys. zł (pieniądze wyłożyła Fundacja). Ostatnia partia dokumentów przyjechała do muzeum 15 czerwca tego roku. Są one w tej chwili opracowywane. Muzeum, zgodnie ze swym wnioskiem, otrzymało i na to środki z Fundacji, ale - o czym pisaliśmy szeroko - "moce przerobowe" miejscowego archiwum są bardzo ograniczone. W obecnym tempie porządkowanie potrwa około siedmiu lat.

Decyzja o ewentualnym przyspieszeniu prac (akta zawierają nowe dane o tysiącach robotników przymusowych i wykorzystujących ich niemieckich firmach prywatnych) zależy od woli rządu lub którejś z instytucji centralnych, zajmujących się obsługą byłych więźniów i niewolników III Rzeszy.

Kremlowska machina

Jeszcze przed odzyskaniem danych z mikrofilmów polscy archiwiści wszczęli starania o udostępnienie pozostałych 120 tys. dokumentów spoczywających w byłym Archiwum KGB. - Widziałem je na półce. Rosyjski kolega mówi mi: wzięlibyście to, nam to na nic - wspomina urzędnik NDAP.

- Oferowaliśmy stronie rosyjskiej, że im to uporządkujemy, nieodpłatnie przekażemy gotową bazę danych. Prawie mieliśmy zgodę. Ale wystraszyli się Dumy - komentuje Barbara Jarosz.

Rosyjski parlament przyjął ustawę o ochronie dokumentów. - Zaliczają je do "trofiejnego" i uznają za rekompensatę za straty wojenne - mówi urzędnik NDAP. - Byłe Archiwum KGB podlega teraz bezpośrednio Komitetowi ds. Archiwum przy Radzie Ministrów. Sami muzealnicy mają niewiele do gadania.

- To jest smutna sprawa, bo doświadczenie uczy, że oficjalne zabiegi nie przynoszą żadnych efektów. Teraz, kiedy rękę na dokumentach położyły władze centralne, machina biurokratyczna jest tak wielka, że wszystko się opóźnia - ubolewa dyrektor Cemka. Jego zdaniem, polskie MSZ powinno jednak nie ustawać w wysiłkach, bo sprawa jest niezwykle ważna. Przede wszystkim dla żyjących jeszcze byłych niewolników III Rzeszy.

- Tam są kartoteki więźniów i pracowników cywilnych. To często jedyne dokumenty poświadczające, że ktoś był w obozie lub pracował przymusowo - podkreśla Krystyna Oleksy, wicedyrektor oświęcimskiego muzeum.

- Nie wiem, czy któryś z "zaprzyjaźnionych" rosyjskich archiwistów jeszcze pracuje w moskiewskim archiwum, ale trzeba pociągać i za te sznurki - mówi wysoki urzędnik polskiego MSZ przyznając, że "oficjalnie rzecz uległa przyblokowaniu".

Odszkodowanie od... polskiego kułaka?

- W styczniu tego roku odbyły się w Moskwie rozmowy Naczelnej Dyrekcji Archiwów Państwowych z szefami kilku rosyjskich archiwów centralnych Federacji Rosyjskiej - opowiada Władysław Stępniak, wicedyrektor NDAP. - Byli tam także przedstawiciele rosyjskiego MSW i służb specjalnych, które kontrolują byłe Archiwum KGB. Omawialiśmy tryb i formę udostępniania przez Rosjan dokumentów na potrzeby obywateli polskich represjonowanych w przeszłości. Przedłożyliśmy kierownictwu Archiwum MSW projekt umowy o współpracy i umówiliśmy się, że sprawa dokumentów dla represjonowanych posunie się do przodu w najbliższym czasie.

NDAP sporządziła wzór formularza. Wypełniają go byli represjonowani, a następnie jest on w NDAP tłumaczony na język rosyjski i wysyłany drogą oficjalną do Moskwy - z zapytaniem, czy są tam jakieś materiały źródłowe w tej sprawie i z prośbą o ich kopie. - Rozumiemy potrzebę chwili i dlatego robimy to w ten sposób. Polak występujący indywidualnie wobec rosyjskiej machiny nie miałby żadnych szans. Byłem w Moskwie w Archiwum MSW. Tam się dzieją dantejskie sceny. Tłumy Rosjan ubiegają się o zaświadczenie uprawniające do uzyskania dodatku (za represje) do emerytury. 15 dolarów. To jest dla tych ludzi bardzo dużo. Jak w tej sytuacji miałby się samodzielnie przebijać sędziwy, najczęściej schorowany Polak? - pyta dyrektor Stępniak.

Do Moskwy trafiła już pierwsza partia ponad 100 przetłumaczonych (na koszt NDAP) formularzy wypełnionych przez represjonowanych. Kolejnych kilkaset czeka na przetłumaczenie i wysyłkę. Rosjanie obiecali odpowiadać w "najbliższym możliwym terminie". - Trzy dni temu dzwonili do nas z informacją, że sprawa się trochę przeciągnie, bo Archiwum MSW jest w trakcie przeprowadzki - mówi dyrektor Stępniak.

Zdaniem dyrektora, polskie MSZ powinno jednak intensywnie zabiegać o odzyskanie tych dokumentów.

- Sprawa jest o tyle skomplikowana, że chodzi o akta represji. Rosjanie obawiają się uruchomienia machiny udostępniania takich akt, zwłaszcza w większej ilości. Bo przecież były represje hitlerowskie, o których tutaj mowa, ale były i represje stalinowskie. To jest ogromny problem w stosunkach polsko-rosyjskich. Rosjanie nie chcą przyjmować do wiadomości, że tak jak to się obecnie dzieje w przypadku odszkodowań od Niemców, polscy obywatele mogą wystąpić o odszkodowania od Federacji Rosyjskiej czy spadkobierców tamtejszych fabryk państwowych, na rzecz których wykonywali niewolniczą pracę. Politycy po tamtej stronie argumentują, że "narodowi rosyjskiemu nie mieszczą się w głowie odszkodowania dla Polaków". Już prędzej to "polscy panowie i kułacy powinni zapłacić białoruskim chłopom za setki lat wyzysku" - powiedział nam cytowany już wysoki urzędnik MSZ.

ZBIGNIEW BARTUŚ


Strona glowna.