Zmierzam do ogrodu botanicznego. Jak to możliwe,
że mieszkałam tak długo i nawet o nim nie wiedziałam. Przechodzę się wśród
różnych kwiatów, wielkich drzew z ogromnymi liśćmi, kaktusami. Jest ich tak
wiele, że nie mogę spamiętać ich wszystkich nazw, a ich widok mnie przytłacza,
a zapachy oszałamiają. Zatrzymuje się przy stawie z karpiami koi. W telewizji i
na zdjęciach wydawały się małe, ale te tutaj są większe niż moje przedramię.
Zanurzam czubek palca. Jednak z rybek podpływa, by mnie uszczypnąć. Jestem
szybsza i na czas wyciągam palca z wody. Ryba chlapie ogonem, niezadowolona, że
nie udało jej się zasmakować nowej karmy.