Site hosted by Angelfire.com: Build your free website today!
HOTELOWY KANT


Przed świętami Wielkanocnymi telefonicznie uzgodniłem z szefem i właścicielem PPHU Jan Pęcak, że wykonam witrynę internetową dla jego hotelu "KrystJan" w Olecku. Potraktowałem rzecz poważnie i robocza wersja witryny, w stu procentach sprawna - pojawiła się w sieci już następnego dnia. Jan Pęcak początkowo był bardzo zadowolony z efektów mojej pracy. Od czasu do czasu zgłaszał drobne uwagi które bieżąco nanosiłem gdzie trzeba. Na tym etapie ustaliliśmy, że Jan Pęcak dostarczy mi więcej materiałów (zdjęcia itp.) i dokładnie przedstawi swoje wymagania.
Czas płynął, Jan Pęcak materiałów nie dostarczał, o zapowiedzianej wizycie u mnie nie wspominając - za to wraz nagabywaniem go o wynagrodzenie witryna hotelu jakby zaczynała mu się coraz mniej podobać. Telefony i zgłaszane uwagi ustały. Zatelefonowałem ja. Podczas rozmowy usłyszałem coś o awarii lodówek, o kłopotach finansowych, wreszcie o tym, że musimy się spotkać i uzgodnić co na tej witrynie ma się znaleźć. Ustaliliśmy też, że mam mu wysłać rachunek za wykonaną robotę. Wysłałem i czekałem. Po paru dniach listonosz dostarczył mój rachunek z doklejoną doń karteczką: "Strona internetowa nie spełnia naszych oczekiwań, w związku z tym sprawę uważam za niebyłą. Zwracamy fakturę."
Jasne, można i tak. Zwłaszcza że trudno spełnić czyjeś NIESPRECYZOWANE oczekiwania. Ja to rozumiem. Nie musiała się spodobać komuś moja robota, zwłaszcza że była to WYJŚCIOWA witryna która miała posłużyć jako materiał do modyfikowania. Wszystko OK. Ale Panie Pęcak: Pan może uważać sprawę za niebyłą. Może to taki pański styl, jednak pan korzystał przez półtora miesiąca z efektów mojej pracy. I nie o szmal tu idzie, ale o formalność. Zwykła grzeczność nakazywałaby choć propozycję wynagrodzenia. Zapewniam pana, że odmówiłbym przyjęcia jakichkolwiek pieniędzy, zwłaszcza że w rozmowie telefonicznej bardzo pan narzekał na kiepską kondycję finansową i cieknące lodówki.
Po co ja to piszę? Ano po to, że być może jestem pieniaczem, ignorantem i mąciwodą - ale na pewno nie jestem prostackim naciągaczem. Po to, że może ktoś inny po przeczytaniu tego materiału nie da się panu wydymać. Po to, że jestem na pana zły i może komuś tej złości oszczędzę...
A w ostateczności proszę nie brać panie Pęcak tego, co tu napisałem, do serca. Pozwoli pan, że pana zacytuję: "sprawę uważam za niebyłą".

Adam Andryszczyk


17 lipca 2003, o godz. 18:45 zadzwonił w moim mieszkaniu telefon. Oto treść tej rozmowy:

- Halo?
- Tu Jan Pęcak z tej strony.
- Tak, słucham?
- Panie Andryszczyk, co to ma znaczyć ten list w internecie!?
- Proszę dokładniej...
- Dokładniej? Naruszył pan moją godność, moje dobro osobiste!
- A w którym momencie? Czy jest tam coś, co nie jest zgodne z faktami?
- Wszystko jest niezgodne. To wszystko jest nieprawda!
- Czyżby?
- Tak! I jeśli chce pan wojny, to będzie pan miał wojnę. Sąd o tym rozstrzygnie. Rozumie pan?
- Rozumiem dokładnie.
- To do widzenia panu!
- Do widzenia...

Hm... "To wszystko jest nieprawda..." Dziwne. W pierwszej chwili pomyślałem, że z moją pamięcią nie jest najlepiej - ale kiedy spojrzałem na zwrócony rachunek z doklejoną kartką i tekstem: "sprawę uważam za niebyłą" - uspokoiłem się. To nie tylko zeskanowany obrazek. To dokument. Dowodzi on, że Pan, Panie Pęcak, myli się mówiąc, że "to wszystko jest nieprawdą". I widać to gołym okiem - nawet bez sądu...


24 lipca otrzymałem pocztą poleconą urzędowe pismo.

powiększenie Ten, kto kliknie w miniaturkę, będzie mógł przeczytać treść owego pisma.
Krótko, rzeczowo i na temat. I nawet bez tonu pogróżek. A co istotne - znalazło się tam stwierdzenie, że mój tekst "nie do końca odpowiada rzeczywistości". To już jakiś postęp w stosunku do słów Pana Pęcaka wypowiedzanych w ostatniej rozmowie telefonicznej, że jakoby "to wszystko było nieprawdą".
Zapewniam wszystkich zainteresowanych, że mam na tyle rozumu, by nie publikować bzdur wyssanych z palca. I głęboko wierzę w to, że wystarczy tylko prawda, fakty, bilingi oraz logi, by nikt nie miał wątpliwości, że KAŻDE słowo jakie napisałem w moim tekście jest absolutną prawdą.
Może pokrótce ustosunkuję się do każdego punktu zawartego w piśmie:

1. to nie Pan Pęcak bezpośrednio zlecił Panu wykonanie witryny,
Tak - BEZPOŚREDNIO zleciła mi to osoba, która czasowo nie była w stanie zrobić witryny "na jutro". Zatelefonowała do mnie, zapytała czy mam czas, chęć i możliwości, przekazała potrzebne materiały i hasła. Jednak jak napisałem wcześniej: "telefonicznie uzgodniłem z szefem i właścicielem, że wykonam witrynę...". Bo przecież bez tego robiłbym ją w próżnię. No i Pan Pęcak prosząc mnie potem o kilka konkretnych uzupelnień i poprawek tym samym zaakceptowal wstepne wyniki mojej pracy - więc zlecenie było.
2. dzieło Pana nie spełniło wymagań stawianych przez Pana Pęcaka,
Wcześniej wyraźnie napisałem: "trudno spełnić czyjeś NIESPRECYZOWANE oczekiwania". Nie doczekałem się ani materiałów, ani szczególnych wytycznych co do strony. A namawiałem Pana Pęcaka, by przyjechał, obejrzał różne warianty (zawczasu przygotowane) strony i jednoznacze określił co, jak i gdzie.
3. kwota należności nie została uzgodniona,
To w takim razie co widnieje na odesłanym mi rachunku z doklejoną karteczką "sprawę uważam za niebyłą"? To nie był rachunek in blanco. A nawet gdyby, to w takiej sytuacji wynagrodzenie powinno odpowiadać zwykłemu wynagrodzeniu za dzieło tego rodzaju (art. 628 k.c.), z uwzględnieniem nakładu pracy jego wykonawcy.
4. Pan Pęcak nie korzystał z efektów Pana pracy.
Logi na serwerze świadczą o czymś zupełnie innym. Pliki przeze mnie stworzone, podpisane i wysłane z MOJEGO komputera znajdowały się na serwerze około półtora miesiąca. A w jaki inny sposób można korzystać z internetowej witryny? Zresztą to, czy klient skorzysta z zamówionej usługi i ewentualnie w jaki sposób, zależy wyłącznie od niego.

Ale doceniam chęć rozsrzygnięcia tej sprawy zanim trafi do Sądu, a oglądalność tej strony wzrośnie stukrotnie. By nie wyjść na człowieka który na oślep dąży do procesu, zaproponuję moje warunki:
Szanowny Pan Pęcak wcale nie musi przepraszać za potraktowanie mnie "per noga" określeniem "sprawę uwam za niebyłą" - bo głównie to mnie wzburzyło. Wystarczy, że Pan Pęcak wpłaci sumę, jaką uzna za godną jego sumienia na dobroczynny cel - np. na konto Domu Dziecka w Olecku.
Ja w zamian za to zdejmę tę stronę - a nawet oddam Panu Pęcakowi internetowy adres, pod którym się aktualnie znajdujemy.

Wydaje mi się, że moje warunki są bardziej ugodowe, bo:
- nie domagam się przeprosin
- nie kieruję sprawy do sądu
- umożliwiam Panu Pęcakowi dokonanie szlachetnego czynu
- oddaję adres do dalszego, dowolnego i bezpłatnego wykorzystania


4 sierpnia

W oczekiwaniu na sądowe wezwanie zorientowałem się po zmianach dostępu, że czynione są próby zablokowania niniejszej witryny. Wobec powyższego postanowiłem przenieść tę stronę na inny, bardziej odległy i bezpieczny serwer. Jednocześnie podejmuję działania w celu utworzenia kilku mirrorów na wypadek, gdyby z "nieznanych przyczyn" ten list przestał być ogólnie dostępny.
No i skoro ten spór przeniósł się na pole internetowe, to zmuszony jestem zrezygnować z ostatniego punktu moich warunków ugody: nie odstąpię niniejszego adresu do dalszego, bezpłatnego wykorzystania przez hotel.
Ale w zamian za to zobowiązuję się, że po wpłaceniu "sumy godnej sumienia" na konto Domu Dziecka w Olecku gotów jestem tu zamieścić przekierowanie na stronę oficjalną hotelu.
To jest najszybszy, najtańszy i najprostszy sposób załatwienia sprawy, która już jednostronnie była uznana za "niebyłą"...


14 sierpnia

powiększenie



Otrzymałem wezwanie na Komendę Powiatową w Olecku. Mam tam stawić się w charakterze świadka we wtorek, 19 sierpnia.





19 sierpnia

Nie znam się na procedurze przygotowawczej, ale nie było to typowe przesłuchanie, a rozmowa wyjaśniająca (?) przeprowadzona w celu poznania sprawy zanim trafi ona do sądu. Z rozmowy tej powstała notatka (protokół?) który przed podpisaniem przeczytałem i nie musiałem doń wnosić żadnych poprawek.
Rozmowa przebiegała w rzeczowym i kulturalnym tonie. W toku tych godzinnych wyjaśnień powtórzyłem dokładnie to, co zostało napisane przeze mnie na tej witrynie.
Ponadto dowiedziałem się, że moją sprawę "podciągnięto" pod paragraf 216 k.k. (zniewaga), a nie - jak się spodziewałem, pod paragraf 212 k.k. (zniesławienie).


29 listopada

Cisza jak makiem... Woda w usta... Nic... Nawet symbolicznego przelewu dzieciom...
Wycofał się i skrył jak szczur...